niedziela, 17 października 2010

Kwestia religijna...

zdaję sobie sprawę, że poruszam dosyć drażliwy temat ale nasuwa mi się on dosyć często i jest z punktu widzenia nauki, która (z czym się nie zgodzę do końca) według wielu osób nie jest do pogodzenia z religią bardzo ciekawym przykładem badawczym.

Nie zamierzam odnosić się do jednej szczególnej czy kilku wybranych religii, każdy pewnie sam jest w stanie dostrzec podobieństwa i odwołania. Prawdą jest, że wiele z ruchów religijnych opiera się na tym samym pomyśle i różni się między sobą jedynie sposobem wykonywania kultu, doborem nazw, słownictwem i innymi szczegółami ale w gruncie rzeczy główna idea jest podobna jeśli nie taka sama.

Co jednak powoduje, że ruchy religijne mają tylu wyznawców i nie trudno jest znaleźć osobę, która zgodzi się wejść do takiego grona? Otóż w pewnym ale dosyć istotnym zakresie ludzie zostają manipulowani. Czasami na własne życzenie, czasami przez naiwność, jednak co ważne nie zawsze manipulacja taka ma negatywny wydźwięk. Jak pokazują niezliczone badania wpływ religii na życie człowieka (no może z wyjątkiem bardzo radykalnych odłamów zmierzających do poświęcania części swoich członków) jest pozytywny i pomaga niejednokrotnie przezwyciężać trudności życiowe.

Pomyślmy więc czym jest zawarta w wielu wyznaniach obietnica wiecznego życia? Z naukowego punktu widzenia zapewnia ona swoistą ucieczkę od śmierci, której większość z nas się boi oraz zaspakaja ludzką potrzebę trwania po wsze czasy. Każdy z nas wie, że człowiek żyje określony okres czasu a potem umiera. Niby jest to jasne ale wielu próbuje obejść tę znaną zasadę, jedni próbując przedłużyć życie przy pomocy naukowych medykamentów, większość zaś w dostępniejszy sposób, wierząc, że koniec życia na ziemi nie jest końcem życia w ogólności. Gdzie dopatruję się tutaj manipulacji? Ano w prostej prawidłowości, że z zaświatów wrócić nie można, nikomu się to dotąd nie udało z wyjątkiem może kilku proroków czy samego Najwyższego. Nie można więc zweryfikować tego, czy to prawda. I tutaj wiele osób pewnie wytknie mi, że właśnie na tym opiera się wiara, to prawda ale czy to nie oznaka manipulacji? Ktoś wierzy 'bo tak i już' nie mając ku temu żadnych podstaw oprócz czyjegoś zapewnienia.

Innym przykładem, dla którego łatwo jest zostać wiernym to zapewnienie przez wspólnotę komfortu przebywania w grupie, wedle zasady 'skoro tyle osób mówi, że tak jest a nie inaczej to one nie mogą się mylić'. Moim kontrargumentem jest tutaj sytuacja, z którą spotkał się swojego czasu Mikołaj Kopernik, w jego czasach wszyscy mówili coś innego ale okazało się, że to on ma racje, prawda? Przykładów można by naprawdę sporo mnożyć ale nie o to tutaj chodzi.

A co z kultem kapłanów? Osób, które 'wiedzą lepiej' tylko dlatego, że są niejako bliżej boskich mocy? Przecież to tacy sami ludzie jak my a jednak dla wielu są autorytetem tylko z tego powodu, że są kapłanami czy prorokami. Ludzie Ci często podtrzymują zainteresowanie swoją osobą tym, że uzurpują sobie prawo do odbierania od bóstw wytycznych i wskazówek dla wyznawców i wiernych. Jak się często okazuje już samo podważenie autorytetu wywołuje oburzenie nie tylko samego kapłana ale też współwiernych. Dlaczego? Siła kultu jest tak duża, że wyłącza u niektórych osób logiczne myślenie, powodując kierowanie się ślepą wiarą. Jak się wydaje jest to prosta droga do fanatyzmu.

To co przytoczyłem wyżej to jednostkowe wskazania, że manipulacja pojawia się wszędzie, nie tylko w sklepie, w pracy, rozmowach telefonicznych czy na przystanku autobusowym. Nie wszystkie jej odmiany są groźne, nie wszystkie też powodują jednoznacznie negatywne konsekwencje dla naszej osoby.

niedziela, 10 października 2010

Panie Czesiu...

niewiele osób zdaje sobie sprawę z 'magii' tkwiącej w naszym imieniu. Nie ma znaczenia jakie ono jest, już na samym początku naszego istnienia coś wyraża, w jakiś sposób nas determinuje i ogólnie pozwala się wyróżnić z tłumu innych osób. Skutki zbyt dużej fantazji rodziców przy wyborze imienia są czasem widoczne do końca naszych dni. Jak się okazuje, o czym częściowo była już mowa, ma ono znaczenie także w sytuacjach, które można wykorzystać do manipulacji.

Spośród różnych bardziej i mniej przydatnych badań nad istotą, celem, cechami i funkcjonalnością imion wyłaniają się te ciekawsze, które zdają się sugerować, że to jak się nazywamy może mieć wpływ nawet na wybrane przez nas miejsce zamieszkania (odwołując się do amerykańskiego przykładu, statystycznie bez uzasadnienia jest więcej osób o imieniu Louis mieszkających w Luisville niż w innych miasteczkach, itp.) oraz naszą sympatię do słów, miejsc i osób, których nazwy składają się w pewnej części z liter, z których składa się nasze imię. To jednak ciekawostki ale będącej punktem wyjścia do dalszych rozważań.

W życiu codziennym zdarza nam się niejednokrotnie, że ktoś przechodzi z nami 'na ty' w bardzo wczesnej fazie naszej znajomości, ma to za zadanie zbliżyć się do nas, sprawić, że będziemy odbierali taką osobę niemal jak członka rodziny a już w najgorszym razie jak dobrego znajomego. Dosyć często spotykam się z czymś takim w różnych sklepach i punktach usługowych. Jedyne co o mnie sprzedawca wie to moje imię, o które pyta a potem często się do niego odwołuje. Taka sytuacja jest drażniąca i wiele osób wykazuje ostentacyjnie oznaki niezadowolenia ale też niewielu mówi wprost, że takie zachowanie im nie odpowiada.

Swego czasu była w mediach dosyć nagłośniona historia sprzedawców w sieci sklepów EMPiK, którzy do każdego klienta, który płacił kartą płatniczą mieli zwracać się po imieniu odczytując je właśnie z przedstawionej karty. Pomysł najprawdopodobniej zaczerpnięty z anglosaskiego rynku i nie mniej chybiony! Otóż, okazuje się, że osoba odpowiedzialna za procedury w firmie, która chciała odnieść skutek w postaci częstego powracania klientów i robienia kolejnych zakupów nieco się przeliczyła. Po pierwsze dlatego, że samo 'przeszczepienie' danego pomysłu na nasz polski rynek nie gwarantuje sukcesu a po drugie osoba ta nie miała jak widać najmniejszego pojęcia o zasadzie, na której podstawie chciała zbudować swoją strategię marketingową. Klienci wychodzili oburzeni (sam byłem świadkiem jak nastolatek mówił do mężczyzny w słusznym wieku per 'panie Wojtku') a praktyki tej czym prędzej zaniechano z powodu odstraszania klientów zamiast ich ponownego przyciągania.

Dlaczego to co jest skutecznie w innym kraju nie działa u nas? Powodów jest kilka, pierwszym na pewno jest mentalność Polaków i nasza kultura, która większe znaczenie przykłada do szacunku i formalizmu w sprawach biznesowych niż do tworzenia 'sielskiej atmosfery'. Inną przyczyną jest z pewnością odczuwalny brak szczerości po stronie osoby, która zaczyna zwracać się do nas po imieniu. Jak pokazuje doświadczenie, skrócenie dystansu jest bardzo skuteczne ale nie może następować przy pierwszym spotkaniu, odbieramy je wtedy bowiem jako coś sztucznego i wymuszonego, coś co budzi nasze nie tylko zastrzeżenia ale i podejrzliwość. Zwracając się do kogoś początkowo 'proszę Pana/Pani' pokazujemy się w pozytywnym świetle kogoś, kto przejawia szacunek dla drugiej osoby i nie narzuca się. Nie bez znaczenia też jest dowartościowanie drugiej strony przez skromne słówko 'Pan/Pani'. Brzmi to znacznie poważniej niż 'Ty', prawda?

Dlaczego znowu jeśli ktoś zachowując początkowo stosowny dystans w późniejszym czasie zaczyna zwracać się do na po imieniu jesteśmy skłonni wykonywać jego polecenia i spełniać jego prośby? Trochę w tym próżności, czujemy się podekscytowani i wyróżnieni faktem, że ktoś zapamiętał nasze imię, tym samym myślimy, że zrobiliśmy na tej osobie wrażenie. Tak tworzy się nić sympatii a wtedy już znacznie łatwiej przekonać nas do zrobienia czegoś dla drugiej strony, chociażby byłaby ona zupełnie obcą osobą.

Ta prosta sztuczka pokazuje, że nie wystarczy ślepo stosować poznanych zasad, mimo pozornej prostoty w wykonaniu jest jeszcze element psychologiczny mający wpływ na powodzenie całej 'operacji'. Uważajmy na osoby, które z miejsca zwracają się do nas po imieniu, może to wynikać nie tylko z ich stylu bycia ale też z chęci osiągnięcia ukrytych korzyści.

niedziela, 3 października 2010

Mówiące ciało, cz. II...

Z potęgi języka naszego ciała zdajemy już sobie sprawę, to niesamowite jak wiele informacji może przekazać drobny ruch brwi czy gałek ocznych. Czas rozwinąć temat na pozostałe części ciała by lepiej poznać nie tylko możliwości jakie drzemią w komunikacji niewerbalnej ale też znaleźć rozwiązanie zmierzające do poznania prawdziwych intencji naszych rozmówców.

Idąc dalej nijako 'od góry' należy zatrzymać się na ustach, których drobne ruchy są w stanie przekazać szereg informacji i istotnych komunikatów. Przygryzanie warg zdradza nerwowość, tak samo jak ich ściskanie podczas rozmowy, znane też jako 'cedzenie słów przez zęby'. Jak wiadomo nasza twarz jest bardzo skomplikowanym organem, na którego funkcjonowanie składa się wiele mięśni, których głównym zadaniem jest właśnie wyrażanie najprzeróżniejszych emocji. Ich ukrywanie jest jednak zwykle dobrze widoczne, nie można przecież zapanować nad wszystkim, zawsze coś zdradzi naszą nieszczerość, to czy ktoś się zorientuje zależy już tylko i wyłącznie od spostrzegawczości drugiej strony, jednak dobry obserwator nie będzie miał z tym problemu.

Częstokroć też nasze ciało zachowuje się inaczej niż byśmy chcieli, jest niezależne od nas a dawane przez nie sygnały nie poddają się naszej woli. Wiele odruchów jest bezwarunkowych i wywołanych przez zdenerwowanie, roztargnienie czy przyzwyczajenie. Pracując nad sobą można zmienić kilka przyzwyczajeń, unikać pewnych zachowań ale na to potrzeba czasu i nie da się tego zrobić z dnia na dzień.

Nie tylko zresztą pojedyncze organy wyrażają stan w jakim się znajdujemy czy to o czym myślimy lub też nasze nastawienie. Wiele osób nie jest w stanie zobaczyć pewnych oczywistych objawów lub zachowań tym bardziej w stosunku do ich własnej osoby, inni zaś nie mają żadnych problemów z właściwą oceną rozmówcy. Możemy wyrazić siebie nawet przez to w jaki sposób stoimy, jeśli jesteśmy wyprostowani z głową uniesioną wysoko nikt nie powinien odmówić nam pewności siebie, w przeciwieństwie do sytuacji kiedy stoimy zgarbieni z oczami wbitymi w ziemię. Pamiętajmy, że zaczynając od pracy nad swoją postawą zaczynamy od tego co jest najbardziej widoczne i silnie wpływa na pierwsze wrażenie o nas. Kontakt z drugą osobą jest często weryfikacją pewnych wyobrażeń i życzeń, nie zaprzepaszczajmy idealnej okazji do 'oczarowania' naszego rozmówcy. Dla niektórych osób (np. nieśmiałych, mało rozmownych, zmęczonych, itp.) język ciała może być głównym jeżeli nie jedynym atutem podczas prezentacji siebie.

Sami wyobraźmy sobie jakie zdanie mielibyśmy o kimś, kto co prawda jest dobrze ubrany, idealnie uczesany, merytorycznie przygotowany do rozmowy ale... jego sposób siedzenia zdradza znudzenie, brak zainteresowania nami albo nawet coś jeszcze gorszego, chociażby aroganckie patrzenie na nas 'z góry'.

Są jednak chwile kiedy mamy prawdziwy problem z naszym zachowaniem, nie mam tutaj na myśli niekontrolowanych reakcji będących skutkiem zażywania leków, itp. ale raczej o prozaiczne sytuacje kiedy bardziej skupiamy się na tym żeby lepiej się zaprezentować niż na tym co mówimy. Dobrym przykładem uniwersalnego problemu związanego z mową ciała jest położenie naszych rąk. Wiele osób nie wie co może i powinno z nimi zrobić w trakcie spotkania. Czy powinno się gestykulować? A może oprzeć je o oparcia lub pozwolić zwisać przy ciele? Często poradniki opisujące jak się zachować przedstawiają dwa uniwersalne jak się wydaje rozwiązania. Pierwsze z nich polega na tym aby trzymać w rękach jakiś przedmiot, np. długopis i w ten sposób 'zająć czymś' swoje ręce. Pomysł wydaje się dobry ale moim zdaniem nie zawsze pasuje do sytuacji, bowiem podczas rozmowy w sprawie pracy osoba bawiąca się długopisem wygląda nieco dziwnie i może to spowodować, że jej notowania spadną przez to. Drugim rozwiązaniem jest ułożenie rąk w coś na kształt piramidy. Końcówki palców złączone ze sobą, ręce trzymane przed sobą i znowu wydaje się to wszystko trochę naciągane. Takie figury geometryczne nie wzbudzą podejrzliwości u profesorów, psychologów, prawników, itp. ale już uczeń ogólniaka może wywrzeć na drugiej stronie wrażenie udawania kogoś wykształconego kim z pewnością nie jest.

Jak widać problem jest bardziej złożony niż się pierwotnie wydawał, brak tym samym jednoznacznych i zawsze skutecznych rozwiązań.